wtorek, 19 lipca 2011

Cicho wszędzie...

Hejka!
Nudzi mi się strasznie. Siedzę sama w domu z moją młodszą siostrzyczką. Która właśnie usnęła. Cóż trzeba sobie radzić, dlatego piszę ciąg dalszy mojej książki. A tu macie pierwszy rozdział:


Początek. 
    W małym miasteczku mieszkała sobie dziewczyna o imieniu Rosemary. Cała okolica była prześliczna, trawniki równo przystrzyżone, ogródki pokryte różami. Aż miło było popatrzeć, jednak jeden dom był bardzo zaniedbany, trawy nikt nie przycinał już bardzo dawno. W tym  domu mieszkała stara kobieta. Mieszkańcy uważali ją za dziwaczkę, gdyż nie utrzymywała żadnych kontaktów z innymi. Dbała ona tylko o mały skrawek zieleni za domem. Rosły tam czarne róże. Kobieta często z nimi rozmawiała jakby były jej przyjaciółmi. Rosemary należała do osób nieśmiałch i skrytych, miała tylko jedną przyjaciółkę o imieniu Naomi. Ona była kompletnym przeciwieństwem Rosemary, lubiła towarzystwo innych osób i często imprezowała ze znajomymi. Razem się dopełniały. Poznały się w szkole podstawowej i od tamtej pory były nie rozłączne. Rose jak przystało na nastolatkę marzyła o wielkiej miłości i romantycznych wieczorach w świetle księżyca, ale była zbyt zamknęta w sobie by mogło jej się to zdarzyć.  
             Jednak niezawsze taka była. Kiedyś spotykała się z chłopakiem o imieniu Brad. Był od niej dwa lata starszy i uważał się za mądrzejszego od wszystkich. Był ,,idealnym" chłopakiem blądyn o niebieskich oczach. Spędali ze sobą długie godziny na rozmowach. Rose była taka szczęśliwa. Nigdy nie była zakochana. Poznali się przez internet. Długo ze sobą pisali, aż w końcu doszło do spotkania. I tak zaczął się ich ,,wielka" miłość o jakich czytała w wielu romansach, a tych przeczytała mnóstwo. Nie była ona długa, bo trwała zaledwie dwa miesiące, ale wyryła się w jej pamięci na bardzo długi okres. Teraz porównywała każdego chłopaka do Brad'a. Zerwała z nim, ponieważ okazało się, że ją zdradza. To doświadczenie wpłynęło na nią miażdząco. Wpadła w coś na kształt depresji. Najpierw słuchała wielu gatunków muzyki, teraz były to jedynie płaczliwe ballady o zranionej miłości. Ukochane przez nią romanse zostały zamienione na książki grozy. Jednak najbardziej kochała książki, filmy i wszystko inne o wampirach. Snuła się po mieście po zmroku i nasłuchiwała. Miała nadzieje, że jakiś wampir się nad nią ulituje i zakończy jej ponury żywot. Coraz częściej miała myśli samobójcze. Chodziła z pociętymi nadgarstkami. Tylko Naomi wtedy przy niej była. Wszyscy ją opuścili, zostawili wtenczas kiedy ich najbardziej potrzebowała.  
           Jej stan się znacznie poprawił. Nie myślała co krok o śmierci. Jednak nadal pasjonował ją wampiryzm. Mogła przeszukać cały internet dla jednej wiadomości o wampirach. W sercu dalej szukała wielkiej miłości, ale teraz była bardzo uprzedzona co do płci przeciwnej.  
          Pewnego dnia Rose będąc w szkole, rozmawiała z Naomi o pewnym, nowy chłopaku w szkole. Naomi opisywała go z najmniejszymi szczegółami: wysoki brunet o tajemniczym spojrzeniu. Niejedna dziewczyna chciała by go zdobyć. Rosemary jak zwykle słuchała przyjaciółki z udawaną ciekawością. Po chwili odpłyneła w swoich ponurych rozmyślaniach. 
-Rose,Rose! Znowu mnie nie słuchałaś!- oburzyła się Naomi. 
-Przepraszam, wiesz że ja nie przepadam za chłopakami. 
-Oj, rozumiem. Ty nigdy nie lubiłaś plotkować o chłopakach. Więc ci wybaczam. 
-Naomi, która to już godzina? O nie chodź! Za kilka minut mamy zajęcia!-powiedziawszy to rzuciła się pędem w głąb korytarza zostawiając przyjaciółkę. 

__________________________________________________________________________________
Może być? Szczerze. Chce wiedzieć czy warto mi to pisać. Jak nie to skasuję wszystkie 10 rozdziałów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz